oby tez nie mowil o innych chlopcach. przyszli rozmawiajac po drodze o tym kto ile siedzial w wiezieniu, ona nigdy, a on? staneli w kolejce do biletowni!

on też nie. własnie ją do tego przekonał, bo pewnie mu nie chciała uwierzyć czy coś. ja bym nie chciała, nawet, jeżeli dzisiaj wyglądał całkiem znośnie i w miarę okay, nie licząc tunelu w uchu i groźnie napinających się mieśni szczęki, kiedy jacyś chłopcy patrzyli na kendall.
- hm, więc dlaczego chcezz iść do tej szkoły? - standardowe pytanko.

-gdyby tu naprawde chodzilo o moj wlasny wybor to pewnie by mnie tu nie bylo. rodzice kazali - zasmiala sie gorzko niczym w jakims dramacie obyczajowym. - ale juz sie pogodzilam z moim ciezkim losem. a ty? co przeskrobales? - zapytala unoszac brwi. zaburczalo jej w brzuchu kiedy poczula zapach popkornu.

- chyba już ci wczoraj mówiłem - stwierdził, ale zaraz dodał dziarsko. - ale możesz nie pamiętać! więc powiem jeszcze raz! nie chodziłem rok do szkoły, bo mi się nie chciało - roześmiał się, bo to było jego zdaniem śmieszne, ze tak o po prostu nic nie robił przez cały jeden rok i miał takie długie wakacje jak nigdy wcześniej w całym życiu. i kupił bilety.- chcesz popkorn?

-ach. no tak. -przytaknela. -myslalam ze kryje sie za tym jeszcze cos. jestes pewien ze nikogo nie zamordowales podczas pobytu w meksyku i teraz sciga cie fbi? - zapytala z nadzieja bo w jej zyciu brakowalo dreszczyku czegos tam. - chce - powiedziala, kiwajac glowa. ogolnie duzo jadla wiec wiesz - i kole, jezeli to nie za duzo.

- nie no, coś ty, nie krępuj się - powiedział, bo nie był skąpcem, co pokazał, fundując wszystkim na swej domówce darmową wódę i miejsce na kanapie. dał jej blilety, bo on pewnie zgubiłby i w ogóle, po czym kupił duży popkron i dwie duże kole, bo był taki zajebisty, a potem weszli do sali i zajęli miejsca, bardziej w sumie z boku niż po środku, bo była duża publiczność. położył rękę na jej kolanku, ochohach.

pewnie znowu sie skrepowala hehehe pozdro kendall. ALE kiedy zgasili swiatlo sie troche odkrepowala bo tak naprawde byla wampirem. - wiec ogladales juz ten film? - zapytala skoro znal fabule. wziela od niego swoja kole i od razu troche upila bo byla koloholiczka.

- nie, ale czytałem opis. ambitnie, no nie? ale mimo wszystko wolę wiedzieć, na co idę - kto by pomyslał, że floyd zabierze jakąś dziewczynę do kina i to jeszcze na całkiem inteligentny film, którego opis wcześniej przeczyta w domu. wow. w każdym razie przeniósł rękę z jej kolana tak na jej dłoń i gładził po jej grzbiecie palcami.

- dobrze wiedziec ze umiesz czytac - powiedziala bo znowu byla zartownisia. miala problem bo w prawej dloni trzymala kole a lewa trzymal floyd a z drugiej strony byla bardzo glodna i chciala popkornu, a nie wiedziala czy flojd nie obrazilby sie ze zabrala swoja dlon. smutne. - ale tak! doceniam yy starania! czy cos - powiedziala, a potem zostala uciszona przez jakas facetke. smutne. - rety, przeciez jeszcze sie nie zaczelo nawet - przewrocila oczami.

ej nie gramy bo dzisiaj nie mam weny w ogole ani troche i boli mnie glowa i jestem zmeczona ;c

ok ;d

stal se pod kinem i rozmyslal o migdalach rozowych i takich tam palac papierosa, zastanawial sie tez na jaki by sobie isc film ale nie wiedzial jakie leca to chyba nie pojdzie, smutna historia, ale pisalam w jego wizytowce ze jest polglowkiem to niech bedzie.

moze sprzedawala bilety i chciala otworzyc okno kolo ktorego stal i uderzyla go w glowe, bo nie byla bym soba gdyby moja postac kogos czyms nie uderzyla. pewnie od razu pobiegla do niego z koszem z owocami. cos mi nie wyszlo ;/ ciesze sie ze jestes tu tak wogole !

ja tez sie ciesze! i lubie kristen bardzo.. - aua! -zlapal sie za swoja glupia glowe i nawet spadl na ziemie zeby bylo dramatycznie. machal nogami w powietrzu. albo nie, bez tego jednak. - krawie?! - zapytal spanikowany. nie krwawil...

pewnie juz myslala ze umarl wiec zawinela go w worek i wyrzucila do smieci, nie no zart. kleknela kolo niego i zlapala go za glowe obracajac ja w rekach xd ale nie urwala mu jej ani nic z tych rzeczy. -wypadlo ci pare wlosow, ale nie masz zadnych ran otwartych. ani zamknietych, wogole zadnych. - powiedziala bardziej zeby siebie uspokoic niz jego. - bedziesz zyl ? - zapytala, majac teraz wyrzuty sumienia, moze juz nigdy nie bedzie mogl jezdzic rowerem przez nia.

fu pewnie obrocila ja o 180 stopni i tka zostawila, jak w tych filmach o opetaniach prawie. ale nie byl opetany..wierzyl w boga..i w ogole, prosty chlopak. - to dobrze - powiedzial mrugajac trzysta razy. nie mogl uwierzyc ze wciaz byl, zmowil w myslach modlitwe dziekczynna. - mysle ze bede, rety - zlapal sie znowu za glowe ale potem przestal zeby nie wygladac na niemeskiego czy cos, byl super meski i nawet pachnial potem jak prawdziwy mezczyzna. zarcik ladnie pachnial jakos ;/ podniosl sie z ziemii raz dwa i podal jej dlon skoro kucala czy cos. - mam nadzieje ze nie umre po odejsciu kilku krokow jak w kilbilu..

ladniej by bylo jak by obracali o 360 stopni ;/ zlapala go za reke i sie podniosla, zeby sie czul bardziej meski ze mogl jej pomoc po tym jak prawie go zabila. - w sumie wolala bym zebys nie umarl na moich oczach. - powiedziala a zdajac sobie sprawe ze mogl to jakos inaczej zrozumiec, poprawila sie. - to znaczy lepiej zebys wogole przeze mnie nie umarl...-caly czas mu sie przygladala, bo moze nagle zacznie mu leciec krew z nosa i umrze ;/

- rozumiem. jestem paco- powiedzial wyciagajac dlon, a potem zrezygnowal z podawania dloni i ja przytulil; w koncu mial przed chwila starcie ze smiercia, wiec potrzebowal teraz odrobiny ludzkiego ciepla. co by bylo gdyby juz wiecej nie mialby go zaznac? co jezeli niebo nie istnieje??

nie prostestowala ani nic bo przeciez jak juz pisalam prawie go zabiła. - adelaide. wogole sory za to okno, nie widzialam cie i wogole...-powiedziala, bo chciala sie wytlumaczyc w razie jak by myslal ze zrobila to specjalnie, zeby go poderwac albo cos ;/ - wezwac ci taksowke ? - niestety adel miala prawo jazdy tylko na taczke, a paco pewnie nie pojechal by z nia bo jednak taczka to malo bezpieczny pojazd trzykołowy. ;/

- w porzadku, rozumiem! wyganiasz mnie? -zazartowal bo byl czasem zabawny, ale najzabawniejszy byl kiedy ludzie sie z niego smiali, niestety, smutne zycie paco :c - i wybaczam, nie musisz juz przepraszac... wice jezeli serio mnie wyganiasz to w sumie mieszkam niedaleko i niep otrzebuje taksowki.

jasne ze chciala go wygonic, przeciez za godzine musi zaczac niszyc przystanki i podpalac kosze na smieci bo byla wandalem...-nie wyganiam cie, po prostu martwie sie o twoje zdrowie. zreszta jak moge cie wygonic z miejsca publicznego ? - zapytala bo chciala wyjsc na madra i ze niby czytala prawa i obowiazki obywatela...

- to prawda - przytaknal, chociaz nie rozumial co ona do niego mowila, bo publiczy to za trudne slowo dla paco. usmiechnal sie dla niepoznaki i wzruszyl ramionami - wiec ten.. mialem isc w sumie na film, ale nie wiem co graj,a hmm. ale masz racje, chyba powinienem isc do domu -poczul sie jakby byla jego mama.

bo ona wlasnie byla jego mama ;/ spojrzala na zegarek, taki lans ze ma. - dzisiaj jest premiera harego potera...-zasugerowala mu ze powinien isc na ten film. chciala jeszcze dodac 'sredecznie polecam' ale nie wypadalo jej. - jak chcesz to w ramach przeprosin moge cie zabrac na film ! - powiedziala i usmiechnela sie jakos ladnie, bo jeszcze sie dzisiaj nie usmiechala.

dobra zagramy jutro bo mi glupio sie pisze bo mi kolega nawija na skejpie, lul. dobranoc!

okej dobranoc !