clover była zafascynowana kultura chin, glownie dlatego, że uwielbiała chińszczyznę, poza tym odkąd tu przyjechala (a przyjechala dwa dni temu) byla tu juz trzy razy, bo nie mogla sobie znaleźć żadnego sensownego miejsca. w każdym razie siedziała tutaj na tych murko-ławeczkach i paliła papierosa.

pil kawe w kubku z warszawskiego starbaksa ktory byl jego najlepsza pamiatka z odwiedzania polski, dawno nie widzial na oczy zadnych azjatow wiec tu przylazl sobie popatrzec - czemu tu nie ma zadnych chinczykow? -zapytal zawiedziony clover siadajac obok niej. wygrzebal z kieszeni tabletke witaminy ce i rozpuscil w kawie.

zastanawiała się, czy ten trik z witaminą ce w kawie działa i czy kawa jest wtedy lepsza. nie wydawało jej się. zazdrościła mu kubka i miała ochotę wydrapac mu oczy, by móc mu go zabrać. - skąd wiesz, że nie jestem chińczykiem? - spytała i uniosła swoje kąciku oczu do góry za pomocą swoich palcow wskazujących, by pokazać mu, że była stuprocentowa chinką.

wyciagnal dlon i zdjal jej rece z twarzy. z jej twarzy - nie rob tak bo chinczycy kaza ci placic miljon jak miley..- znal sie bo byl wielkim fanem disneya ale nienawidzil tej szmaty seleny. napil sie swojej kawy i skrzywil bo byla ohydna. - nie wiem, moze i jestes. jak idzie ci z matma? -byl rasista i wierzyl ze wszyscy chinczycy sa dobrzy z matmy.

przestraszyła się tych milionów. zastanawiała się chwilę i aż zgasiła papierosa o murek, bo dym mordował jej szare komórki i tym samym uniemożliwiał jej myślenie. - w zasadzie nie wiem. chyba nie mam z nią problemów.. - powiedziała, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. potem nachyliła się w jego stronę. - tak naprawdę to jestem świetna z matmy ale nie chciałam się chwalić - powiedziała trochę ciszej, bo bala sie, ze chinczycy uslysza i ją adoptuja, zeby zagonić ją do gotowania ryżu.

- wiec jestem prawie pewny ze rzeczywiscie jestes azjatka- pokiwal glowa i usmiechnal sie do niej bo byl krejzi. podal jej dlon - emru -przedstawil sie a kiedy uscisnela jego dlon lub nie to dopil swoja kawe. znowu sie skrzywil bo jak juz mowilam byla ohydna i wyrzucil ja do kosza bo kubek niestety byl juz dziurawy, tak dlugo go mial.

- kurcze. teraz zaczynam mieć wątpliwości co do tego, że moi rodzice to naprawdę moi rodzice. pewnie pojechali po mnie do chin do jakiejś biednej wioski.. - zakryła usta dłonia i pokreciła głową. znając swoich rodziców, byłoby to calkiem prawdopodobne. jesli ona była chinką, to lourdes pewnie była z rosji.. albo była indianką. clover uznała, że musi zrobić jakies testy dna. - clover! - przedstawiła się i uscisnela tą jego dłoń. - mogłes nie wyrzucac tego kubka. byla bardzo ładny.. ;/

- wow prawie jak ta z odlotowych agentek -zachwycil sie jej imieniem. bede troche wolniej pisac bo ogladam nowe jersey shore.bez sensu ze wciaz sie tak nazywa jak sa w miami.- byl dziurawy - zwierzyl jej sie ze swojego mrocznego sekretu i zapytal czy clover przypadkiem nie ma ognia.

okej. ja oglądam ofis caly czas wiec wiesz. przypadkiem clover miała ognia. pewnie nosiła ognisko w kieszeni albo coś w ten deseń. w każdym razie podała mu zapalniczke, ale wczesniej zapaliła kolejnego papierosa dla siebie. tutejsze papierosy wydawały jej sie słabsze niz normalne. - co z tego, że był dziurawy.. wszystko da się naprawić - zauwazyła. zakleiłaby dziurę w kubku gumą do żucia, wysuszyłaby tą gumę suszarką i kubek byłby jak nowy. - zawsze chciałam być odlotowa agentką - dodała po chwili namyslu i westchnela ciezko. to bylo jej największe marzenie, które nigdy się nie spełniło....

- mialy fajne ciuchy - zauwazyl wzdychajac bo rowniez chcial byc odlotowa agentka ale tym sie juz nie chwalil. nie byl gejem w przeciwienstwie do wszystkich innych facetow w tym miescie ale to nie znaczy ze nie potrafil docenic odlotowych agentek.-dzieki -przypalil sobie papierosa i oddal jej zapalniczke. skrzyzowal nogi w kostkach wyciagajac nogi tak bajerancko i w ogole. -walic kubek -byl rebelem.

stwierdziła, że emru był bajerancki. i na dodatek miał fajne imię, na które całkiem leciała. zaśmiała się a potem pokiwała głową, chowając swoją zapalniczkę do kieszeni. albo nawet do torebki, bo miała dziurawe kieszenie, bo kiedys nosila w nich myszy, ktore chcialy sie uwolnić, więc powygryzały w kieszeniach dziury, ale przez to umarły, bo pospadały na ziemię, skręcając sobie karki. - tak, masz całkowitą rację. walic kubki i chinczykow, ktorzy je zrobili. chciałbys mieć ciuchy jak odlotowe agentki? czy raczej chciałbyś, by twoja dziewczyna ubierała się tak jak one?

-nie zastanawialem sie jeszcze nad tym ale w zasadzie nie mam tendencji do noszeniadamskich ciuchow wiec decyduje sie na opcje numer dwa- zgasil papierosa i wrzucil go do kosza ale nie wywolal pozaru jak w deux ex, tam sie zawsze palily kosze..w sensie gra taka - wolalbym sie ubierac jak songoku -zauwazyl bo dragon ball to jego ulubiona bajka oczywiscie.

- tak, to by ci chyba bardziej pasowało.. ale musiałbyś zapuścić włosy i ustawic je na żel czy cos w ten deseń... - powiedziała, przyglądając się jego włosom, zastanawiając sie, czy farbował się na czarno, ale uznała, że raczej nie, bo pewnie by juz wyłysiał od farbowania.

- tez tak mysle. -zdecydowal i usmiechnal sie do niej znowu, a potem westchnal.-marzne - zwierzyl jej sie i wsunal dlonie do kieszeni bluzy, bo byl dresem i tak oto sie ubieral. -ty marzniesz? xd

chwilę się nad tym zastanawiała, a potem uznała, że w zasadzie to ma zimne rece, więc chyba marznie.- w zasadzie to tak, marznę. pewnie niedługo zamarznę całkowicie i przymarznę do tego-tego - poklepała murek. ławkę. naprawdę nie wiem co to jest. zazdroscila mu bluzy. zawsze chciała być dresem.

- w takim razie mysle ze powinnismy gdzies sie przejsc. w sensie ze rozruszac bo takie siedzenie w miejscu nas zabije - zauwazyl inteligentnie bo tak mowila mu babcia. wstal z miejsca i zrobil gwiazde, bo ja nie umiem to chociaz moje alter ego xd

- o kurcze! - powiedziała, bo sama tez nie potrafiła robić gwiazdy i strasznie mu zazdrościła, aż wstała i podskoczyla kilka razy, bo nawet gdyby potrafila robic gwiazde, to by teraz nie zrobila, bo miala spodniczke. i pewnie nie miala majtek, wiec sama rozumiesz.. - jestes jakims gimnastykiem, albo coś? co jeszcze potrafisz? - zastanawiala sie, czy umiał połykac ogien.

jak snuki bez majtek - sporo umiem, w ogole jestem bardzo wygimnastykowany -dodalby ze moze jej udowodnic gdzies indziej ale uznal ze to byloby chamskie albo cos, byl z jersey i tam laski na takie teksty lecialo ale kto wie jak bylo w zurychu. - hej nie masz ochoty na jakiegos drinka?

..xd zerknęła na zegarek, który i tak nie działał, bo kiedyś utopił się w herbacie, ale strasznie go lubiła, więc udawała, że działał. tak naprawdę czytala godzine ze słońca itd. - zazwyczaj nie piję przed dziewiętnastą, ale w zasadzie czemu nie - powiedziała i mozesz zaczac.

aha więc billy sedziała na tym murku i zastanawiała się, co ma zrobić z ogromnym oczkiem, bo rajstopy jej puściły i wyglądała trochę dziwkowato tak siedząc sobie, jeszcze taka ruda i ładna w krótkiej spódniczce, ale nic nie mogła na to poradzić.

czego mi nie dalas tej co wczesniej. przylazl bo biegal pewnie bo to jego wieczorne zajecie, bardziej rozrywkowe niz picie czy co przynajmniej wedlug jego watroby. usiadl obok billy nie zaszczycajac jej spojrzeniem bo pewnie rzeczywiscie byla prostytutka i zawiazywal sznurowadlo ale niezbyt mu szlo bo mial zmarzniete palce. przykre

bo gram nią z zuzią.........
spojrzała kątem oka na darphina i na to jak wiązał sznurowadła. wydawało jej się to dziwne, że takie duże dziecko nie potrafi ich wiązać, zastanawiała się, o co chodzi, więc obserwowała go bacznie dalej i jego poczynania ze sznurówkami, rozmyślając na tematy te i owe.
- pomóc ci?...

aha.. to moglam ci dac kogos innego. bez roznicy - yy? - zdziwil sie ze sie do niego odezwala. pewnie zaraz zaproponuje mu pojscie w krzaki kiedy upewni sie ze wzial portfel. mial ironiczne podejscie do zycia czy cos ale postanowil nie byc swinia i chamem i tylko usmiechnal sie w odpowiedzi. - to znaczy, przepraszam, nie, dziekuje. zdretwialy mi rece, bo jest tak zimno - wyjasnil, machajac palcami jak ten koles w mam talent co krecil dlugopisem.. d - ale dzieki -powtorzyl.

- czemu tak na mnie się patrzysz? - zapytała, bo była tego po prostu ciekawa. - i czemu nie nosisz rękawiczek? to na pewno byłoby czynnikiem, który ułatwiłby ci życie, a przynajmniej wieczorami, no wiesz. chociaż w sumie nie rozumiem jak ci zdrętwiały... chyba biegasz czy coś... - zauważyła.