grają tu zarówno stare filmy, jak i najnowsze produkcje

jaki zajebisty opis kina. siedział za kinem od strony wyjścia jakiegoś bocznego. to była jedna z ciemniejszych uliczek. jakaś niebezpieczna, ale miał to gdzieś, o ile tylko w swojej torbie przerzuconej przez ramię miał swój ulubiony kastet i nóż, a raczej dosyć groźny scyzoryk. cały floyd. palił papierosa (pewnie marki sport), siedząc na krawęzniku. miał na sobie luźne dżinsy, które trzymały sie na jego biodrach dzięki skórzanemu paskowi i czarny podkoszulek. wyglądał seksownie.

i gorźnie

wracala bog wie skad, pewnie tak sobie sie po prostu wloczyla, a co jej tam. przylazla tutaj tym oto sposobem, miala na glowie wianek ze stokrotek ktory sama sobie uplotla, bo miala zdolne palce, ale nie mow nikomu. zobaczyla blyszczace w ciemnosci oczy lub zeby floyda i przestraszyla sie ze jest jakims morderca i gwalcicielem. niczym gwiazda horroru nie uciekla tylko przystanela i przyjrzala sie mu usilujac przyzwyczaic oczy szybciej do ciemnosci nie wiem jakim niby sposobem, ale to nic. - hej?

nie od razu jej odpowiedział. najpierw jej słowa musiały dojść z jego uszów aż do mózgu, potem nastąpił szereg skomplikowanych reakcji chemicznych. następnie bardzos szybko musiał ją zmierzyć wzrokiem, zarazem jednak bardzo mało dyskretnie, bo to takie nie w jego stylu. cholera, był taki tutaj, taki ach chrrrr i tak dalej, a pomyśleć, że lubił facetów, no nie? zupełnie niepodobne. i jeszcze musiał spokojnie zaciągnąć sie papierosem i jeszcze wypuścić dym z ust.
- no co? - uniósł jedna brew do góry, mierząc ją, mierząc i jeszcze raz! mierząc!

uszow. - nic. znamy sie, nie? - zapytala bo w tej chwili mogla nawet znac sie z morderca i gwalcicielem ktorym w jednej trzeciej byla pewna ze floyd moglby sie okazac, a wszystko to z powodu jej checi na papierosa. usmiechnela sie do niego i zlazla z chodnika w dol, pewnie siedzial w rowie. zarcik kolejny bo doczytalam ze siedzial przy bocznym wyjsciu, wiec tam do niego przysiadla sie. - yy frank, nie?

- nie. może... lepiej... - tu uśmiechnał się szeroko, ale nie był to wesoły uśmiech, bo prostu chciał ją przestraszyć okropnym wyrazem twarzy i żółcią swoich zębow... ok, tak naprawdę to jednak mimo wszystko mył je dwa razy dziennie, rano i wieczorem i byly tylko trochę żółte przez papierosy, ale nie jakoś strasznie, raczej uchodziły za zdrowe zęby i nie były takie złe. - jakbyś wstała. bo wiesz. ja byłem tutaj pierwszy, a to nie jest miejscówa dla takich podlotków czy czymkolwiek jesteś - jaki milutki, ale znał ten numer... "frank, frank, dałbyś fajeczkę?". pomińmy, że miał floyd, po prostu tak pomyślał, że tak by do niego powiedziala.

a czyscil je nicia czy nie ? - jestes niesympatyczny - zauwazyla wzruszajac ramionami. - nie to nie - dodala i wylazla na ulice gdzie potracil ja samolot. zart roku wiem. po prostu wstala z miejsca obok floyda i usiadla dokladnie metr dalej. - mam nadzieje ze jest wystarczajaco daleko - powiedziala bo jak juz usiadla to nie chcialo jej sie wracac do internatu i nawet jego niemilosc () jej nie rozkaze wracac. wow genialne.

genitalne wręcz. przekutaśne. czyścił nicią, ale tylko wieczorami, bo rano nie miał czasu, ponieważ budził się piętnaście minut przed szkołą i mył zęby pod prysznicem, jedną ręką myjąc przy tym swój tyłek albo głowę, co wybierasz, wiec nie było jak.
- nie. mogłoby być trochę dalej, bo akurat przed chwilą dokładnie tutaj - machnał ręką w stronę kendall, akurat tą, w której trzymał fajkę i trochę petow tych spopielonych odleciało od jej końca i poszybowało niebezpiecznie w stronę jej włosów. - naszczał jakiś kinowy bezdomny. przez ciebie śmierdzi jeszcze bardziej.
nareszcie to moja męska postać jest okropna dla twojej hahahah

- okej. wow. bardzo inteligentnie.- zauwazyla tylko decydujac sie na niekontynuowanie rozmowy bo nie byla masochistka i nie miala zamiaru wysluchiwac wiecej buraczanych, jak nazwala je w myslach, wrzut. zdjela z glowy wianek i rozwalala go teraz powoli. pewnie sama pachniala jak stokrotki i zdawala sobie z tego sprawe wiec nie przejela sie doglebnie jego wrzuta. pomyslala ze teskni za swoim kotem i wyprostowala nogi przed siebie. podejrzewala ze to o bezdomnym bylo klamstwem ale i tak przesiadla sie minimalnie w lewo, tzn. w strone floyda. niechcacy oczywiscie.

- dzięki - odparł, co było bardzo naturalne i szczere z jego strony. w zasadzie wbrew pozorom nie darzył wszystkich ludzi na świecie niesymaptią, ale ona miała wianek ze stokrotek na głowie, a on nienawidził kwiatków, szczegolnie takich, które wyglądały, jakby były zerwane na jakimś polu na wsi w polsce. pewnie teraz po jej głowie chodziły robaki z kwiatków i komary kąsające w głowę. - lepiej żebyś zmykała. jeszcze cię ktoś zgwałci - uprzedził ją, żeby nie było. a potem rzucił w jej stronę paczkę swoich fajeczek z zapalniczką, bo miała ładne nogi.

- to grozba? - zapytala unoszac brwi czego najprowdopodobniej i tak nie zauwazyl biorac pod uwage, dosc logicznie zreszta, pore dnia, a raczej wplyw pory dnia na jasnosc a raczej ciemnosc nieba... dodac jeszcze dalekosc od jako takich terenow mieszkalnych i latarni to wiesz! pewnie pocieszali sie tylko latarnia stojaca nieopodal na ulicy i ewentualnie swiatlem saczacym sie z budynku. podrapala sie po tej swojej ladnej nodze, tak dokladniej to po udzie. miala szorty i marzla jak jasny gwint.

- jeśli chcesz, to może być groźba. jestem dosyć słowny, o ile masz ochotę - puścił jej oko. świeciły mu się oczy, może zauważyła. hej, on już bardzo długo tu siedział i jego wzrok jako tako zdążył się przyzwyczaić do ciemności. skończył palić i w milczeniu delektował się myślą o tym, że teraz mógłby zapiąć kednall w tej oto uliczce przy jakiejś ścianie. to było naprawdę dobra fantazja erotyczna, ale może jednak wolałby tego zajebistego barmana z wczorajszej nocy? znaczy powtórkę z zajebistym barmanem, bo o to chodzi. kurczę. hm.

-ach ta dzisiejsza mlodziez - zauwazyla tylko. wstala z miejsca i wytrzepala tylek chociaz spoiler alert: nie pobrudzila sie. przestapila z nogi na noge czujac sie bardzo skuszona ale zaraz pomyslala ze chyba musialaby byc nienormalna lub chora psychicznie (nie to zeby to bylo to samo w sumie) ze w ogole to rozwazala. - chyba juz pojde. mam nadzieje ze nie postrzelisz mnie gdy tylko sie odwroce. w sumie na takiego wygladasz.

- nie mam ze sobą broni długiego rażenia. raczej kastet, ktorym notabene bez problemu mógłbym ci obić twarz. no i nóz, z którego również zrobiłbym pożytek, jeśli tylko miałbym najmniejszą ochotę. ale jak tak na ciebie patrzę, to szkoda byłoby bawić się w chirurga z twoją twarzą - powiedział i podniósł się z ziemi. nie wiedział, co się stało z jego fajkami, czy paliła czy nie, hej, niech sobie tam lezą, niech znajdzie je dobry człowiek i należycie z nich skorzysta.

- szczerze mowiac nie widze powodu dla ktorego mialbys obijac mi twarz - zauwazyla tylko, wzdychajac za chwile, bo dawno nie miala kontaktu z psychopatami. przewrocila oczami i odwrocila sie wychodzac na chodnik. nawet nie umarla przy tym ani nic. stanela na tym chodniku i przypalila sobie jego papierosa rowniez jego zapalniczka skoro sam ja poczestowal. - dzieki - rzucila wyciagajac do niego reke z gory (skoro byla na chodniku) bo nigdy nie umiala celnie rzucac wiec.

wział od niej te papierosky i zapalniczkę. schował do kieszeni spodni.
- zawsze mogę znaleźć jakiś powód... na przykład: nie pasuje mi twój nos. jest dziwnie wydłużony. ale nie bój się, ja tylko sobie ciebie tutaj straszę.
i dokonczymy ;c

wyszedl z kina w ktorym byl na nocnym seansie od drugiej w nocy, fajnie ma, byl zmeczony wiec kupil sobie od razu kawe w jakiejs budce a potem usiadl na lawke, wyciagnal przed siebie tez nogi, fajnie wiem.

addison też była w tym kinie i ogólnie zastanawiała się nad tym co oglądała i w ogóle i w ogóle. zobaczyła emru, a że go znała powiedzmy to do niego podeszła - siemka, co tam - usiada obok, też zrypana po nocy, hyhy

- nic, chyba zaraz usne na stojaco - ziewnal dla potwierdzenia swoich slow i nawet zakryl usta dlonia. usmiechnal sie jednak do addison bo byl mila i sympatyczna osoba. - tez bylas na jakims maratonie?- zapytal. on byl na maratonie horrorow i chyba posiwial.

- no na tym samym co ty - powiedziała - widziałam cię, ale nie chciało mi się ruszać dupy i zapikać do ciebie, siedziałam z jakimiś typkami, ale się bali. . . - zachichotała i uznała, że jest śpiąca - jak przyjdę do domu, glebnę się do łóżka to chyba dopiero jutro wstanę - uznała i zaczesała palcami włoski do tyłu.

-aha. mozliwe. nie widzialem cie - powiedzial chociaz pewnie juz sie tego domyslila. napil sie swojej kawy a potem zaproponowal jej lyka. nawet nie mial opryszczki ani zadnej innej choroby wiec mogla pic spokojnie. - ja bym sie bal na twoim miejscu siedziec z jakimis typkami - zauwazyl, bo byla mloda i glupia a jakby ja zgwalcili to byloby na emru ze jej nie obronil ;/

- nie ma się czego bać, boże - przewróciła oczami i wcale nie była głupia (według niej), młoda była to fakt - nic by mi nie zrobili...na sto pro - pokiwała głową i wzięła tego łyka kawy - mm..dobra, może też sobie kupię - i zamilkła, właściwie to nie wiedziała co mówić, już więcej rozmawiała wczoraj z gordym, może był bardziej szczylowaty i lepiej się dogadywała...

wow dobra wrzuta ;/ poszedl bo ja ide jeszcze do sklepu i nie zdaze na ałtobus. papa!!

oky, papa!