dłuzej ją przytrzymał przy sobie i cmoknął ją w nosek - jak zawsze ladnie pachniesz - zaśmiał się i wypuścił ją z objęcia. ok, nie byla taka chuda, bylo sie do czego przytulic, o ! - coś ty taka? gdzie lecisz ? - co mu to da jak powie gdzie leci, jak nie wie gdzie co sie znajduje, ale to nic. usmiechał się dalej i patrzył na lottę. piękne oczka miala.

- właściwie to nigdzie - wzruszyła ramionami. - wstałam jakieś dwie godziny temu, chciałam zjeść śniadanie, ale jak zwykle nic nie było w lodówce, bo adrien wszystko wyżarł razem ze swoimi kolegami, którzy myślą, że nasze mieszkanie, to bar otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę - skrzywiła się nieznacznie. czasem nienawidziła swojego brata. - dlatego byłam w kawiarni, na dobrym, czekoladowym ciastku z bitą śmietaną i latte - uśmiechnęła się promiennie. czasem potrafiła zjeść naprawdę dużo, a wcale nie było po niej tego widać. zapewne dlatego, że jako dziecko trenowała balet i teraz również pozostało jej to zamiłowanie, więc chodziła do jakiejś tam szkółki baletowej i sama dużo ćwiczyła w domu. - a ty? co tu robisz? już zapoznałeś się z okolicą? - zapytała.

- tez sie dopiero budzę - ziewnął sobie na potwierdzenie tego co mowi - o ty - spojrzał na nią i oblizal się na mysl o smakołykach, ktore byly sniadaniem dla lotty - nic dla mnie nie zostało, pewnie.. z okolicą się poznaje, oswajam - obejrzał się dookoła, te kamienice i drzewa nic mu nie mówiły, ale zgrywal twardziela - tia. a z adrienem to zawsze były jaja. co u niego słychać? - jego przecież też znał

- masz rację, nic dla ciebie nie zostało. zjadłam całe ciastko i rozważałam zamówienie drugiego, ale ostatecznie jednak uznałam, że lepiej nie, skoro nie chcę się pożegnać ze swoim ukochanym baletem - uśmiechnęła się. - u adriena? chyba nic nowego, nie wiem. oglądaliśmy wczoraj jakiś horror, ale był nudny. potem oglądaliśmy drugi i był ciekawszy, a po trzecim bałam się zasnąć. w końcu jednak mi się udało, o piątej nad ranem - westchnęła ciężko i pokręciła głową z lekką dezaprobatą. ominęła zręcznie jakąś kałużę, przeskakując nad nią, bo była niewielka. - musisz nas kiedyś odwiedzić, czy coś - zaproponowała i wzięła luckasa pod rękę.

dał jej pstryczka za to, ze nic, a nic dla niego nie zostawiła - zjadłbym coś, mała no.. - jęczał bo nic dziś nie jadł, napił się na szybkości kawy i zapalił - jestem jak najbardziej za, tylko kiedy, hm? - przytulił ją lekko do siebie i tak szli, luckas nie ominał kałuzy i miał mokro w butach, on nie był taki skoczny - to kieruj.

/ zacznij czy cos :*

Szła wolnym krokiem, ilustrując wzrokiem mijanych przechodniów. Delikatne promienie słoneczne raz po raz przebijały się przez grubą warstwę chmur, tworząc to miejsce jeszcze bardziej urokliwym. Ręce miała założone tak, że trzymała dłońmi łokcie przeciwnej z rąk. Wciąż nie domalowała paznokci, chodziła więc z pozrywanym, czarnym lakierem. Stawiała luźne kroki i dopiero po czasie można było zauważyć, że w jednej z dłoni trzyma puste, plastikowe opakowanie po kawie. Ubrana była stosunkowo normalnie: podarte w równych odstępach jasne spodnie, szara bluzka z nadrukiem, a na to czarna ramoneska. Wdychała świeże powietrze, rozkoszując się jego chłodem i świeżością.

pewnie ta siedziala do rana w parku, nie no zart, bo jak wspominalam w innej grze miala wysprejowany dom muchozolem i w ogole... albo miala malowanie... nie wiem. pewnie przyszla tutaj i siedzi juz dlugo, obserwowala bawiace sie dzieci i byla ubrana cienko, ale to nic, ona lubi zimno i sie przyzwyczaja. pewnie miala ochote isc na jakas herbate bo ja suszylo xd

i pewnie poszly razem na herbate bo sie znaly i uciekly.

pewnie siedziała i paliła papierosa, w ogóle było strasznie zimno, tak jak u mnie. poubierała się w jakieś płaszcze, szaliki itd. patrzyła przed siebie

a floyd rozmyślał o troyu, w głowie sobie układając jego twarz i widząc ją oczyma wyobraźni, och. taki był zamyślony, że prawie potknąłby się o jej nogi, któe dajmy na to wyciągneła przed siebie.
- jak ty chodzisz!

- no właśnie! jak ty chodzisz! ja SIEDZĘ! - krzyknęła bo źle wspomina wczorajszy wieczór... znaczy, najpierw całował się z troyem, a teraz z nią i to ją zbrzydziło troszkę. wyrzuciła peta za siebie i wypuściła ostatni dymek. - gdzie idziesz? - zapytała podnosząc lekko brwi do góry.

dzisiaj bedzie całował się z sutami kendi. to słodkie. albo nie.
- no dobra, siedzisz. to na twoją korzysć - westchnął i opadł na ławkę obok niej. - nie wiem. znczy krażę jak dziki orzeł, ale umówiłem się chyba z tą kednall, wiesz, co jej wczoraj suty prześwitywały.

- aha - odpowiedziała tylko. poleciał na jej suty! matko, złamał jej serce... pewnie u addie spodobała mu się ta niewinność i te siniaki dlatego ją przelizał, smutne. - to dzwoń do niej, może odbierze czy już próbowałeś? - to właściwie ona próbowała zachować spokój.

dobra kopnela go w dupe i poszla xd

aha to poszedl

biegal bo prowadzil zdrowy styl zycia jak to podkreslilam w jego wizytowce ale ogolnie mial zly dzien bo jego akcje spadly o dwie setne procenta przez co stracil dwa miljarty, w sumie dla niego nieduzo ale i tak, conie. wiec biegal i biegal az w koncu sie zmeczyl i postawil noge na lawce zeby sie porozciagac w swoich dresikach lanvina

nie znam tej firmy i constance tez nie znała. nie pamiętam, kim ona jest, ale próbuję ci szybko odpisać na posta, żebyś mi nie wjebała, a potem to obczaję. w każdym razie przechodziła tędy, miała dużą torebkę na ramieniu, jakiś płaszczyk, ładne buty i piła herbatę z papierowego kubeczka, bo było jej zimno. jakimś cudem zagapiła się na tyłek darphina, wypięty w jej stronę i wyślizgnął jej się kubeczek z herbatą z rąk, a to był wrzątek i upadł jej na nogi, więc pisnęła! i czuła się taaaka bezradna.

to nie firma tylko dom mądy ok. beda teraz z h&m robic ko-costam. nie znam sie na montrych slowach..w przeciwienstwie do darfina ktory znal ich mnostwo. przestraszyl sie slyszac damski krzyk ale zachowal zimna krew, odwrocil sie w ulamku sekundu gotow zaatakowac gwalciciela tej biednej dziewczyny seria karate, kung fu , kik boksingu, tekłondo i suszi bo oczywiscie znal wszystkie mozliwe sztuki walki, na szczescie okazalo sie ze nie bedzie takiej potrzeby bo najwyrazniej constance byla zaatakowana za cos na ziemii, ale zauwazyl tylko kubek-co sie stalo? -zapytal gotow do udzielenia pierwszej pomocy bo i to umial ofkoz.

- no... wylałam herbatę na siebie. to znaczy na buty. jezu. niewazne - powiedziała, bo w sumie trochę się wystraszyła, że ten facet z tyłkiem się do niej odezwał. i nie chodizło tylko o to, że bała się, że mógł się okazać potencjalnym gwałcicielem w dresie, w końcu tak sugestywnie wypinał ten tyłek, haha. chodziło jeszcze o to, że poczuła się jak idiotka w związku z tą herbatą! ale i tak uśmiechnęła sie do niego trochę uroczo nawet. - nic się nie stało. to tylko herbata... w sensie... mam tylko mokre buty - czuła się jak idiotka razy 49448.

e tam gwalcicielem, jak wypinal tylek to pewnie liczyl na gwalt, smutne. schylil sie zeby dokonczyc rozciaganie prawej nogi majac nadzieje ze constance jest na tyle inteligentna zeby skojarzyc ze to w zwiazku ze sportem a nie dlatego ze jest jakis porabany i czasem robi dziwne pozy, czy cos - och, rozumiem. przykro mi. dobrze ze nie byla goraca - powiedzial a kiedy skonczyl sie rozciagac zerknal na jej stope zmartwiony - mysle ze nie powinnas chodzic tak z mokrymy butami, bo sie przeziebisz - zauwazyl ątelegentnie jak zawsze, ciocia dobra rada..

- była gorąca - powiedziała. - to był wrzatek. co, jak sobie poparzyłam stopę? - zapytała, bo sądziła, że tak się stało, nawet, jeśli nie do końca ją cokolwiek bolało, mmo tego, że to był wrzątek, miała wrzątkoodprone buty albo po prostu szczęście w zyciu. - ale naprawdę nieważne. nie chcę ci przeszkodzić w tym no... sporcie. czy cokolwiek robisz teraz - machnęła reką. - chyba musze iść do domu. rzeczywiście się przeziębię. to będzie chujowe - zaczęła przeklinać przez to, że poszła do tej szkoły dla zbuntowanych. ale była niewinnna i tak w gruncie rzeczy.

jej przeklenstwa bily jego usze jak bicze, biedny darfin, nie byl przyzwyczajony do takiego jezyka -och - zauwazyl skrepowany bo nigdy nie wiedzial jak sie zachowywac wsrod..marginesu, ale zaraz sie zreflektowal i odchrzaknal. - to znaczy yy odprowadze cie, jezeli to byloby w porzadku - powiedzial bo nigdy nie wiadomo i moze to ie bylo w porzadku, nie chcial zeby jej ktos nie zgwalcil przypadkiem..

dwa zaprzeczenia w jednym zdaniu! wydało się! czyli chciał, żeby ktos ją zgwałcił, to słodkie xd. no dobra, nie śmieje się wcale. w każdym razie ona uśmiechnęła się nawet, bo poczuła na sobie jego dobroć płynącą zza jego kołnierza czy może bluzy od dresu z adidasa... albo lanvina, hehe.
- nie znam się na etykiecie, wybacz. nie wiem, czy to w porzadku. chyba może być. najlepiej, jakbyś mi użyczył swoje buty, ale obawiam się, że w nich też nie zaszłabym daleko. twoje stopy wyglądają na duże.

czepiasz sie, towszystko wina polskiego jezyka niestety.. - tak, sa spore -przytaknal bo mama mowila mu zeby przyjmowac komplementy bez zbednej skromnosci a 'twoje buty wygladaja na duze' w uszach darfina bylo komplementem, bo dla niego tekst o penisie wielkosci stopy byl zgodny z prawda i nosil rozmiar 45.. - wiec moze lepiej zrezygnujmy. jezeli chcesz moge cie zaniesc.. ;d

przeczytalam ze towarzystwo wina polskiego. hehehe.
wow! ale miła była ta reakcja na komplement.
- no nie wiem, czy to taka dobra idea... znaczy plan.cokolwiek. jestem ciężka jak słoń - miło się reklamowała, prawda. ale wyglądała na nieco chudszą od słonia, może bardziej w kategorii wagowej żyrafy była. - chyba, że potraktujesz to jak sport. noszenie sloni przez miasto czy cokolwiek - roześmiała się z lekkim zakłopotaniem w gosie.