- ja ciebie też nienawidze, okay? - westchnał ,ale nawet bez nutki rozdrażnienia i złapał go za ramiona tak, bo nie chciał, żeby poszedł. mimo wszystko. ciężko mu przyszło pogodzić się z faktem, że pragnie, by troy z nim został i że będzie musiał mu jednak obciągnąć. hurra. ale uznał, że się poświęci. - zostaniesz, troy? no weź daj spokój - mruknął i położył teraz obie dłonie na jego policzkach, przesunął nawet kciukiem po dolnej wardze troya i uśmiechnął się można powiedzieć uroczo jak na floyda.

- nie wiem - powiedział, co znaczyło 'tak, zostanę'. - naprawdę nie potrafię cię rozszyfrować, floyd. jestes najgorszym czlowiekiem jakiego znam. naprawdę - usmiechnął się, bo nie mówił do końca serio, poza tym nie mógł się nie uśmiechać, jak floyd znowu był taki miły i uroczy, że troy miał ochotę go schrupać czy cos! - w zasadzie moglibyśmy coś zjeść - stwierdził, opierając dlonie po obu stronach floyda, o parapet.

- też tak czasem o sobie myślę - pokiwal głową bez jakichś większych skrupułów, a potem pocvałował go krótko w usta. czuł, że wyszedł na swoje. troy przestał się obrażać, a on nie musiał nic mu robić. bardzo się z tego cieszył. może kiedyś nadejdzie piękny dzień, zaświeci słońce, a floydowi przyjdzie do głowy, że może troy chciałby loyloyloda. hehe. - co takiego? niemam nic w lodówce.

liczył na to, że floyd powie, że w takim razie zrobi troyowi pieciodaniowy obiad z deserem i cala reszta wypasionych rzeczy, ale najwidoczniej się przeliczył. odsunął się od floyda i poprawił swoje włosy, zgarniajac z ziemi recznik, ktory wczesniej gdzies sie mu tu zawieruszył, zaniosl go nawet grzecznie do lazienki. myślę, że jakby floyd sie postarał, to mógłby go zrobic swoim niewolnikiem. wrocil z powrotem do pokoju. - to moze zamowie pizze. chyba, ze masz ochote na cos innego - zaproponowal, siadajac na kanapie.

troy przyszedł i zapukał kilka razy do drzwi floyda. i w zasadzie nie wymagał od floyda tego, by ten zrobił mu loda, bo sam fakt, ze mu to zaproponowal wydał mu się jakimś przełomem czy czyms rownie wielkim. w kazdym razie bylo mu troche zimno, bo pod skorzana kurtka mial tylko jakas koszulke. no i spodnie mial, bo zazwyczaj nie chodził bez nich po mieście.

otworzył w sumie tylko w spodniach, wyglądał seksy, bo on sie własnie umył i miał jeszcze wilgotne włosy. i miał te swoje tatuaże wszędzie, to fajnie.
- wchodź, wchodź - powiedział od niechcenia i wycofał się do łazienki, bo chciał się ogolić.

- cześć, floyd - przywitał się z nim i nawet się uśmiechnął. miał ochotę go pocałować, biorąc pod uwagę to, że wyglądał tak seksownie, ale uznał, że to całowanie na przywitanie byłoby niemęskie. więc tylko wszedł i wyciągnał z kieszeni szesciopak piwa, bo uznał, że nie może przyjść z pustymi rękoma. rozgoscil sie w salonie, czekajac az floyd wroci z lazienki.

nie no nie wyrabiam... sorka

:d spo, tak myslalam

leżał na swojej kanapie, oglądał mecz i wyglądal jak zawodowy kibic z zestawem kibica z maka koło siebie (wszystko już zjadł!!!), w spodniach czarnych dresowych i niczym więcej, bo lubił tak z gołą klatą łazić. no.

dres z niego.. troy sie stesknil za floydem i w zasadzie mial dosyc przychodzenia do niego bez zapowiedzi, bo wolalby, gdyby to floyd przychodzil do niego, ale nie marudzil poki co. w kazdym razie przyszedl i zapukal do drzwi, bawiac sie zamkiem swojej kurtki w kolorze czarnym, ktora byla idealnie dopasowana do pogody, bo byla przeciwdeszczowa i podgrzewana czy cos..

no to floyd mu otworzył, wcześniej podciągając spodnie na swoim chudym tyłku. uniósł lekko brwi, widząc troya, po czym wpuścił go do środka. w dodatku floyd miał uroczo jakiś keczup nad górną wargą, o któym nie wiedział, że tam jest.
- co tu robisz? - zapytał, opadając na kanapę. - czyżbyś myślał o mnie dniami i nocami, fantazjując, a równocześnie wzbraniając się przed tymi strasznymi myślami, bo przecież nie jesteś gejem? - floyd to ma super podejście do sprawy.

trochę się speszył, bo liczył na to, że floyd ucieszy się na jego widok i rzuci mu się w ramiona niczym jakaś niewiasta, ktora troy uwolnil z wiezy przed jakims złoczyńcą. oblizal usta i ściągnął kurtkę. - rozszyfrowałes mnie - powiedział całkiem szczerze i się usmiechnął dosyć uroczo, przyglądając się floydowi (pewnie az mu sie oczy swiecili od golej klaty floyda, na która nie mógł się napatrzeć, a potem podszedl do niego, by kciukiem wytrzec mu keczup znad gornej wargi. - jestes brudasem - stwierdził.

- dzięki, czyścioszku - westchnął, w związku z czym jego klatka piersiowa seksownie i gwałtownie podniosła się, po czym określana tymi samymi epitetami opadła. - przeszkodziłeś mi w oglądaniu meczu. w ogóle, troy, hm... ja tylko żartowałem. nie chciałem cię rozszyfrować. wolałbym nie - przewrócił oczami. on powoli zaczynał się wzbraniać przed ich relacją. to robiło sie zbyt poważne. o ile tylko ze sobą sypiali i się miętosili, było ok, ale teraz... zaczął czuć coś głębszego. ten fakt go przerażał.

w przeciwieństwie do floyda, troy zaczął się przekonywać co do ich 'związku' czy jakkolwiek inaczej to nazwać i w zasadzie bolało go czasami to, że floyd nie wysylal mu jakichs seksi smsow w czasie szkoly i tak dalej, ale nie dawal tego po sobie poznac. przynajmniej nie az tak bardzo. usmiechnal sie do niego, sciagajac buty, coby nie nabrudzić, a potem podrapał się pod okiem prawym. - jak ci bardzo przeszkadzam to mow. w razie czego moge posiedziec cicho poki mecz sie nie skonczy - zaproponowal floydowi. i w zasadzie zignorowal to o rozszyfrowywaniu.

roześmiał się. troy był taki uległy, wydawał mu się być na podobieństwo takiego małego, kochanego szczeniaczka. boże, aż sam nie potrafił uwierzyć, że pomyślał coś takiego! wydawało mu się to być takie... gejowskie. serio. czas znaleźć sobie dziewczynę, inaczej floyd tu zaraz wykituje.
- no to posiedź cicho - zironizował trochę, bo go to rozśmieszyło, ale rozczuliło jednak bardziej.

liczył na to, że floyd powie coś, ze nie musi siedziec cicho i że może wyłączyć mecz, czy cos, ale uznał, że nie będzie się o to z nim bił, wzruszył więc tylko ramionami i jeszcze zerknął na klatę floyda, a potem usiadł na kanapie, wyciągając przed siebie nogi, ktore oparl o jakis stoliczek albo cos. - a dasz mi jakies piwo? czy cos? - spytal z nadzieja. wyschlo mu w gardle od tej meczacej drogi z akademiku do floyda.

- no to sobie weź, troy - wzruszył ramionami. - wiesz, gdzie trzymam piwo. jest dwa metry stąd - bo kanapa to stała od razu zaraz przy lodówce we floydowym mieszkanku, co możesz zauważyć na zdjęciu zameiszczonym na stronie pierwszym. podrapał się teraz po tej swojej klacie, która nie była ani trochę owłosiona, a za to miał mnóstwo tych seksi tatuaży i seksi ścieżke do leksza vel autostradę vel drogę miłości. i odwrócił wzrok w stronę tv.

przewrocil oczyma. - jesteś niegościnny, floyd. ja bym ci przyniósl piwo - powiedział i z ciężkim westchnięciem wstał i poszedł po to piwo, które w drodze powrotnej na kanapę otworzył i zanim usiadl, wypil juz dwa spore łyki. wbil wzrok w telewizor, chociaz w zasadzie nie przepadal za ogladaniem meczow, ale udawal, ze go to interesowalo, bo nie chciał wyjść na ciotę. chociaż już i tak wychodził przez wiekszosc swojego zycia.

- i na tym polega różnica między mną a tobą - mruknął, po czym zwiewnął w rękę. - cholera, skończyło mi się jedzenie, a dalej jestem głodny. - no super, zjadł cały zestaw kibica, a nadal jego żołądek isę domagał. - chyba zamówię pizze. chcesz pizzę, troy? czyż nie jestem gościnny? - uśmiechnął się teraz do troya, spuścił stopy na podłogę, przysunął się do niego i pocałował go za uchem, opierając rękę na jego udzie.

- no dobra. jestes goscinny, floyd, jakbys byl niegoscinny juz dawno bys mnie pobil, albo wygonił z mieszkania - stwierdził i pogłaskał go po policzku, przymykajac oczy, wczesniej odstawil piwo na stoliczek, zeby sie nim nie oblac. trzesly mu sie rece, bo ostatnio pił średnio pięć-siedem kaw dziennie, bo sadzil, ze pomoze mu ona wszystko przemyslec, ale wcale nie pomagala i tylko bolala go bardziej glowa. pewnie niedlugo bedzie mial jakis zawal i umrze. - chcę pizzę - powiedzial po chwili namyslu i przesunal ustami po jego kosci policzkowej prawej, do kacika ust.

- okay - mruknął i dziarko klepnął troya w udo, po czym odsunął się od troya, żeby sięgnąć po komórkę z ławy i zamówić dwie duże pizze, jedna margeritę, drugą salami! - babka powiedziała, że pizza powinna być za czterdzieści minut. nie rozumiem tego. powinni przywozić od razu - westchnął i teraz z powrotem powrócił do troya! jedną rękę oparł za nim na kanapie, a jego druga ręka właśnie znalazła rozporek troyowych spodni i się z nim uporowywywywała.

troy ułożył obie dłonie na klatce piersiowej floyda i uśmiechnął się, bo czul sie bardzo uśmiechająco, chwilę błądził po tej jego klatce piersiowej, potem złapał go za prawy posladek, druga dlonia macajac jego plecy. - jasne, floyd, nie bądź zbyt wymagający. jakby przywozili od razu to nie wiem co to byłaby za pizza - mruknął, mrużąc oczy, probujac sobie wyobrazic taka pizzowa obsluge natychmiastowa, ale nie potrafil przy floydzie myslec o czym tak glupim.

ale na niego inteligentnie działał! w każdym razie floyd uznał, że pora na jakiś rodzaj poświęcenia z jego strony. duygo się w myślach do tego zbierał, ale stwierdził, że trzeba, bo inaczej nigdy już nie wydupczy sobie troya. tak więc jak już rozpiął mu ten rozporek, to w sumie zsunął się z kanapy na podłogę, złapał za jego spodnie i ściągnął je troyowi z tyłka razem z bokserkami. potem posłał mu uroczy uśmieszek i no wziął do buzi! keczapik! mniamciu! ;d fuj

- oooch, floyd - sapnął, przymykając oczy i teraz juz naprawde nie potrafil myslec o czymkolwiek sensownym, w glowie przewijaly mu sie jakies pojedyncze slowa, ukladajace sie w 'ty geju' i 'ale z was pedaly', ale na to rowniez nie zwracal wiekszej uwagi, ulozyl tylko dlon na floydowej glowie, coby sie pobawic jego wlosami, ktore byly super miekkie i kudlate. jak to wlosy...