- och. cześć, floyd. nie chcę ci przeszkadzać, widzę, że masz gości.. - pewnie przyjechali do niego rodzice. - chciałem się ciebie tylko o coś spytać, ale po drodze zapomnialem co to bylo - wyjasnił i uśmiechnął się trochę frajersko, ale i tak uroczo, potem poprawił swoją kurtke skórzana, w której całkiem seksownie wyglądal....

- to gramy w trojkę ? - spojrzał na addison czy odpowiada jej to towarzystwo, swoja droga zalezalo mu na poparciu ze strony dziewczyny - floyd, skombinuj jakąs panne co ? - zasmial sie do niego.

nie odezwał się do innych, bo nie wiedzial o co im chodziło. ja czytałam posty i tez nie wiem o co chodzi. pewnie czytalam bez zrozumienia. zycie. -w sumie nie. ale mozemy isc po prostu do mnie albo do ciebie. albo okrasc inna restauracje. -usmiechnal sie i posmyral ja po plecach bo byl taki odwazny.

zobaczyła troya i się wkurzyła, pewnie niedługo dostanie okresu bo się wkurza na wszystko! po co ten pedał tu przyszedł, pomyślała. ciepła rura...
popatrzyła na luckasa, uśmiechnęła się tylko i wtuliła się w niego, oh ah.

- może dołączyć troy to też dziewczyna- szepnęła do ucha luckasowi

- więc możemy iśc do ciebie - powiedziała i pogładzila go po klacie. pewnie nie mial koszulki bo mial taką owłosioną, że nosił ją jako sweter. w kazdym razie pewnie sie pozegnali i sobie poszli a ja zaczne bo jak tak patrze to jeszcze dzis nie zaczynalam..

- mhm takie rzeczy - przytulil sie do niej i zaśmial na glos bo juz nie wytrzymał, wyczul, ze miedzy troyem a addison nie iskrzy. przytulil ja do siebie i ogladal co sie dzieje z bananem na twarzy - gramy? - co chwila miział po plecach blondynke.

- nie wiem, czy jakieś panny będą skłonne grać z tobą w butelkę, luckas - westchnął. - jezu, wchodź, troy, cokolwiek masz na myśli, wchodząc tu - roześmiał się i zatoczył lekko, a potem opadł na podłogę koło addison, żeby troy sobie nie myslal, a tak naprawdę to floyd myślał bardziej niż troy o pewnych tematach chyba.

- jedna mi wystarczy - syknął do floyda i spojrzal na addison z uśmiechem.

dobrze, że troy nie slyszal co addison o nim mówiła i myślała.. wziął sobie jakiegos alkoholu i zapalił papierosa bo lubil palic w czyichs mieszkaniach, a potem usiadl tez gdzies na podłodze, pewnie obok floyda. i przedstawil sie luckasowi, ktorego chyba nie znal..

- nie wiem czy mi się chce, tak fajnie mi się siedzi - uznała, że nie ma co polować na floyda, który woli troya więc zajęła się luckasem, hehe. pewnie go przeliże zaraz bez grania w butelkę, pozdrowionka.

- luckas - nie chcialo mu sie podawac reki. poznali sie, milo, fajnie - tez mi sie wydaje ze nie ma potrzeby grania - i tak i tak obydwoje mieli jedno w zamysle przelizac, ewentualnie przelecieć. cmoknał addison w głowe, mial najblizej bo zalozmy, ze spoczywala na jego piersi czy cos.

czuł się troche niezręcznie, bo widział, że addison zaraz zacznie obracać luckasa albo na odwrót, poczuł osobistą ochotę na addison przez to i nie wiedział już sam, przecież nie mógł robić świństwa luckasowi w tym momencie. w każdym razie westchnął.
- idę na faję do kuchni - powiedział i poszedł do kuchni i siadł na blacie i zapalił. zdenerwował się trochę ;d.

przylazla sobie do nich bo potrzebowala cukru. w poszukiwaniu tego cukru przeszla ze dwa kilometry z akademika bo tam nikt nie mial, a tu palilo sie swiatlo. zapukala trac oko bo ja swedzialo i nieswiadomie rozmazujac sobie tusz do rzes wokolo.

- ja też chcę faję. zaraz wrócę luck! - więc w podskokach pobiegła za floydem i wzięła z wolno leżącej paczki jednego papierosa - hm... spili się ludzie trochę - stwierdziła i usiadła na krześle.

uslyszal pukanie, wiec poszedł otworzyc - hm, hej - usmiechnal sie do dziewczyny. znali sie?

nie znali. -czesc. szukam cukru. - pomachala do niego szklanka. pusta i normalnej wielkosci. zajrzala za jego ramie w poszukiwaniu plam krwi na scianach, gdyby takowe zobaczyla to by nie weszla, ale wygladalo okej. usmiechnela sie do niego bo byl CIACHEM.

poczuł się odepchnięty przez flojda więc przemieścił się na kanapę i dopil zawartosc jakiejs butelki, którą ktoś porzucił przy kanapie, by potem zaczac wpatrywac sie w sufit;/

- ja też trochę się spiłem - powiedział do addison. - okay, bierz sobie te faje. - dzisiaj wszystko prócz skrętów heatha było kosztem floyda i wcale nie czuł się z tym tak źle, bo miał mnóstwo kasy. zsunął się z blatu i usiadł na krześle obok addison, odwracając się trochę w jej stronę. - robimy tunel?
hoho

był ciachem? tylko pozory - nie ma to jak sąsiedzka pomoc - obdarzyl ja usmiechem numer dwadzieścia osiem, tym slodkim - wchodz, wchodz cos poradzimy - ustapil jej miejsca i wskazal reka na kuchnie, szla przed nim, a on ogladal jej tylek. palant. weszli do addison i floyd'a.

Joan sie obudziła. Poczuła się zagubiona i zastanawiała się, czy śni, bo w końcu jeszcze niedawno w tym pokoju było tyle osób, a teraz... wtargnęli jacyś obcy... zaczęła krzyczeć... potem uspokoiła się szybko, ale zrobiło jej się smutno, że w towarzystwie swojej paczki jest jej smutno

wzruszyła ramionami bo nie wiedziała o co chodzi i paliła fajkę patrząc na floyda ze znakiem zapytania nad głową. boże, addie miała szesnaście lat, a nie dość, że była troszkę pijana, TROSZKĘ, to jeszcze spalona, huh.

- w sensie - zaczął jej tłumaczyć. - ja się zaciągam, a potem wypuszczam dym ustami prosto do twoich ust. więc robimy? - zapytał i odgarnał jej kilka kosymków włosów za ucho. w ogóle nie przejął się tym, że weszli lucas i kendall, chociaż jej nie lubił.

-yy czesc - przywitala sie bo wypadalo. uniosla brwi widzac flojda i myslac sobie co za przypadeczek. westchnela bo byl strasznie chamski dla niej ostatnio i w ogole wiec nie byla zadowolona z tego spotkania. machnela znowu szklanka w kierunku tego co jej otworzyl w ramach przypomnienia mu o cukrze.

Wstała zamroczona i podbiegła do Troya. - Siemandero, jestem Joan. Kim jesteś? - czuła się w obowiązku przywitać, w końcu nie wiedziała, że to chłopak Floyda, a w razie czego musiała nakopać intruzowi. Zrobiła męską minę i wyciągnęła przed siebie przyjaźnie dłoń : )