Troy, Luckas&Emru

troy siedział na swoim łóżku w pokoju i wpatrywał się w wode na podłodze. nienawidził zepsutych kranów.

no dobra, a on sie czuł dziwnie, bo floyda nikt nigdy nie zatrudnił do naprawy kranu i tak naprawdę to sie wkurzyl, że troy ma taki tupet, wiec postanowił mu go zepsuć tak, że o ja pierdziu. zapukał.

- otwarte - zawołał, bo nie chciało mu się wstawać, poza tym nie sądził, by te drzwi dało się w ogóle zamknąć na klucz. zaczął się nad tym zastanawiać, a potem uznał, że ma to gdzies i ziewnął w otwartą dłoń, czekając aż floyd wejdzie. miał tylko nadzieję, ze floyd nie przyniesie żadnej strzelby albo siekiery, zeby go zabic, bo to roznie bywa z takimi agresywnymi ludźmi.

no to nacisnął klamkę, która jeszcze trochę i zostałaby mu w ręce, a potem wszedł do środka i został oślepiony przez światło bijące z białych zębow troya. albo nie, nic go nie oślepiło, ale spodobał mu się zapach tego pokoju tak prywatnie między nami mówiąc.
- eee... - zamruczał inteligentnie i trochę się zdezorientował i w ogóle, uroczo ;c.

- cześć - powiedział i się do niego uśmiechnął. niby całkiem miło, ale potem uznał, że jezu floyd go tak denerwuje, że dłużej nie wytrzyma, więc oblizał usta, mial jeszcze spuchniete wargi po tym, jak wczoraj oberwal od floyda, i wstał, żeby podejśc do floyda. chwilę się mu przyglądał, a potem przestał się uśmiechac i popchnął go na ścianę, a że ściany byly dosyc cienkie, to bylo to dosyć ryzykowne, ale cale szczescie nie przebili sie do pokoju obok. potem przywalil mu w twarz, zeby mu sie odwdzieczyc za wczoraj.

pewnie miał dobrego bita, bo floydowi bardzo mocno zakręciło się w głowie i biedny zdezorientował się jeszcze bardziej. rozciął mu wargę tak okrutnie o floydowe zęby, czuł metaliczny smak krwi na języku i nie odnajdował w sobie zbyt wiele siły do obronienia się, bo jakoś głupio wyszło, że troy dosyć umiejętnie przyciskał go do ściany, co, cholera, było podniecającym aspektem całej sprawy dla floyda.
- pieprzony gówniarz... - warknął i próbował go nokautować.

- sam jesteś pieprzonym gówniarzem - mruknął, wpatrując się w niego chwilę, czujac, że jest z siebie cholernie dumny, a potem przywalił mu jeszcze kilka razy w brzuch, bo uznał, że musi dac nauczke floydowi, zeby nie znecal sie nad mlodszymi od siebie chlopcami. notabene troy był tylko o rok młodszy, chociaz byl w pierwszej klasie. ale jakos tak wyszlo, byl uposledzony umyslowo i nie potrafil nawet tabliczki mnożenia..

floyd miał dziewiętnaście lat, no tak tak ;d
warknął, a raczej z jego gardła wydobyło się takie harczenie i splunął krwią prosto na koszulkę troya, zostawiając na niej ohydną plamę powstałą z mieszaniny flegmy, krwi i śliny.
- popierdoliło cię do reszty - burknął, łapiąc się jedną ręką za brzuch, drugą oparł na troyowym ramieniu i opuscił głowę, starając się głęboko oddychać, bo to bolało. nie chciał się bić, nie miał ochoty na bitwy w akademiku. najwyżej kiedy indziej dopadnie troya na ulicy.

szczerze mówiąc to zrobiło mu się trochę głupio, bo działal bez zastanowienia i w ogóle, zmrużył oczy, stwierdzając, że mógł floyda chociaż uprzedzić, ze ma go zamiar pobic. chociaz nie.. to byłoby głupie i floyd pewnie wtedy by nie przyszedl. nie zwrocil uwage na tą swoja koszulkę tylko odchrząknął. - sorry. musiałem - mruknął i przygryzl swoja dolna wargę, przyglądając się mu uważnie. a z odleglosci trzydziestu czy ilus centrymetrow nie bylo to trudne.

w zasadzie to było jakoś tak, że floyd stał z nieco ugiętymi kolanami opierając się o ścianę, przygarbiony i pochylony lekko, z jedną ręką na jego ramieniu i starał się jakoś dojść do siebie.
- tak, wiem, że musiałeś - westchnął i jego insynkt samozachowawczy nagle zaczął szfankować. znaczy floyd teraz zaczął się zastanawiać nad tym, co ma pod dłonią, spodobała mu się skóra troya i w ogóle, więc praktycznie bez zastanowienia przesunął rękę na jego biodro. w takich momentach zawsze trochę się bał, że zostanie wyśmiany od pedziów ;d.

ale troy nie miał zamiaru się z niego wyśmiewać, wręcz przeciwnie, pewnie wydawało mu się, że floyd to kobieta, na dodatek taka biedna i sponiewierana, a mial slabosc do takich lasek, wiec odruchowo się do niego przysunął. albo wcale nie myslał, że floyd to kobieta. w każdym razie przysunął się do niego i bez większego zastanowienia go pocałował i to calkiem namiętnie, bo leciał na smak krwi, bo w głębi duszy był wampirem. no i floyd miał całkiem seksowne usta.

bolało go to, całowanie się z rozciętą wargą chyba nie jest najprzyjemniejsze, nie mam pojęcia, nigdy nie miałam rozcietej wargi... w każdym razie nie chciał wyjsć na ciotę (jakby już nie był, haha) i odwzajemnił, ciesząc się bardzo z takiego rozwoju wypadków. jego ręce natychmiast ześlizgnęły sie na troya tyłek i trzymając go tak, przysunał bliżej do siebie, także ich torsy i biodra miały ze sobą stycznosć na całej powierzchni.

dawno nie całował się z żadnym facetem, ale musiał przyznac, że floyd był niezły, jednak uznał, że to jest trochę pojebane (bo było), biorąc pod uwagę okoliczności i to, że stali w wielkiej kałuży, bo zlew zepsul sie mu juz tydzien temu, ale on poki co tego nie zauważał. w każdym razie odsunął się od niego po dłuższej chwili i pewnie mial na ustach jego krew (ależ romantycznie!!!) i spuscil wzrok na swoje stopy, by potem przyjrzec się floydowi. - w zasadzie masz jeszcze zlew do naprawienia - powiedzial.

- aha- westchnął i potarł kciukiem pod dolną wargą, bo miał tam mnóstwo krwi. - ale nie umiem naprawiać zlewów - nawet jeśli teraz by mu w sumie chetnie naprawił ten zlew, to serio kompletnie sie na tym nie znał. - gdzie masz toaletę? muszę... hm, zażegnać kryzys - wskazał na swoje usta, by zobrazować czym był kryzys, jeszcze troy by pomyślał, że floydowi stanął czy coś. w zasadzie zawiódł go trochę, odsuwajac się, bo floyd już zaczął myśleć nad tym, że za nic w świecie nie da wsadzić sobie i że to on musi wsadzić troyowi i takie tam śmieszne rzeczy.

- tam - kiwnął na jedyne drzwi w pokoju a potem wrócił na swoje łóżko, wzdychając ciężko. czuł się trochę lżej, ale jednocześnie ciężej, bo nie wiedział, co powinien myśleć o floydzie, bo z jednej strony go nie lubił, bo floyd był jakiś taki.. nieprzyjazny, arogancki, brutalny (!!!) i paskudny, ale z drugiej strony mial nieziemskie usta, których pewnie zazdrościły mu wszystkie laski. postanowił, że najlepszym rozwiązaniem będzie odgonięcie od siebie tych wszystkich problemów i wyciągnął ze swojego tajnego schowka butelke wodki, ktora otworzyl i nalal sobie troche do brudnej szklanki.

- okay - powiedział i poszedł. łazienka nie była przykładem schludności, ale floyd sam nie posiadał lepszej. umył sobie twarz dwa razy zimną wodą i odnalazł papier toaletowy, którym wytarł sobie delikatnie usta, ale i tak cholernie piekło i strasznie bolalo, jednak nie zamierzał się nad sobą użalać. kiedy wyszedł z łazienki i zobaczył, że troy pije wódkę, od razu mu się jej zachciało na umorzenie bólu. - wódka - zauważył, stojąc w kałuży wody w samych skarpetkach, ale nie przeszkadzało mu to xd. boże, ten pokój naprawdę musiałbyć obskrórny!

nie no, poza tym, ze zepsuł się kran, to wszystko było okej.... jesli pominac kilka opakowań po pizzy i brudnyc szklankach. ale komu one przeszkadzają! wyciągnął z szafeczki nocnej, ktora pewnie była tą jego tajną skrytką, druga szklankę, troche czystszą niż jego wlasna, i nalał do niej wódki, by podac szklankę floydowi. nie miał soku, ani nic innego, ale nie sądził, by to floydowi przeszkadzalo. poklepal miejsce obok siebie na łóżku. - siadaj. nie chciałem ci nic zrobic. ale i tak wyglądasz duzo lepiej ode mnie.. - zmarszczyl czolo.

najpierw wychylił całą szklankę, dopiero potem usiadł na łóżku i zrobiło mu się od razu cieplej w gardle i jego warga aż tak bardzo mu nie przeszkadzała!
- nie, wcale nie chciałeś. uważaj. następnym razem ty dostaniesz. mówię poważnie - ostrzegł go i trochę mu się załzawiły oczy po wypiciu takiej ilości na raz, więc zamrugał nimi szybko. nie prosił o popitę, bo chciał wyjść na twardziela. i nie robił żadnych gestów kierunku przystawiania się do troya. po prostu obok niego siedział.

czul się całkiem nieźle z tym siedzeniem obok siebie. - jezu. znowu chcesz mnie pobić? - spytał, przyglądając się mu uwaznie, żeby wyczytac z jego twarzy, czy żartował, czy mówił poważnie, ale nie potrafił tego określić. dolał sobie wódki i jemu też, chociaz niechętnie, bo to była jego ostatnia butelka, a nie lubił chodzić do sklepu. będzie musiał tez kupić jakiegoś mopa, żeby doprowadzic podloge do porządku. chociaz predzej pewnie wszystko przesiąknie do pokoju pod jego pokojem.

- chyba tak - i znów nie mógł wiedzie czy mówi poważnie czy nie, cały floyd, ale w sekrecie zdradzę tobie, że floyd już w myślach planował sobie, że rozwali troyowi łuk brwiowy, niech ma za swoje. nie moze być w końcu 1-1 w rozgrywce ich, nie może być remisu, musi być 2-1! i to dla floyda. wypił wódkę znów i uśmiechnął się. - ale dobre picie. czuję się jak wzorowy alkoholik.

- pewnie jesteś alkoholikiem, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy. alkoholikiem i strasznym człowiekiem, znęcającym się nad innymi ludźmi bez większego powodu. jezu. przez ciebie przestanę wychodzić na dwór w obawie, że mnie dopadniesz i zepchniesz ze schodów albo coś - zmarszczyl czoło, chwilę stukając zębami w szklankę, bo był głodny i chciał ją zjeść, ale sie nie dawała.

- spychanie ze schodów byłoby zbyt łatwe pi rymatywne - powiedział i uśmiechnał sie do niego porozumieawczo, ale zaraz potem mocno skrzywił. miał ochotę pocałować go jeszcze raz, ale jakoś ogarnęła go nieśmiałość taka i niepewność, czy aby na pewno to jest dobry pomysł. - masz moją krew o tutaj - stwierdził i przesunął palcem nad swoją górną wargą, żeby mu zobrazować.

- och - westchnął i odstawił szklankę, która notabene była prawie pusta, żeby wytrzeć wierzchem dłoni krew floyda z nad swojej górnej wargi. - a teraz? - spytał, przyblizajac swoja twarz do jego twarzy, zeby floyd mogl mu sie przyjrzec. i obczaic jak przez niego troy brzydko wygladał;/ poza tym troy szukal tylko wymowki, by sie do niego przyblizyc, bo floyd i jego przerosnieta meskosc (jezu, jak to brzmi) go pociagali,

jesteś okropna xd.
- myślę, że okay - mruknął i położył mu rękę na karku, spoglądając w oczy. może to brzmi aż zadziwiająco, ale floyd w środku jednak był troche wrażliwcem, ale tylko w środku. trochę czasu minie, zanim komukolwiek uda się do floyda zbliżyć, może to będzie właśnie troy? kto wie. ale musiałby mieć do tego cierpliwości. w każdym razie teraz trzymając go tak za kark, drugą rękę oparł za plecami troya na łóżku i znów go pocałował. w sumie nie jakoś namiętnie, to była sama gra ust jak narazie.